niedziela, 7 września 2014

Książki dzieciństwa

To jest opowieść o książkach z dzieciństwa. Dzieciństwa przypadającego na przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, i dzieciństwa bardzo współczesnego. O projekcie edukacyjnym, które niosły ze sobą tamte książki i tym, które niosą ze sobą te współczesne.

Po pierwsze, popularny łańcuszek fejsbukowy skłonił mnie do refleksji nad książkami mojego życia. Od początku wydawało mi się niespecjalnie możliwe, by zamknąć się w 10 tytułach, ale namysł nad tą sprawą doprowadził mnie do wniosku, że 10 tytułową listę to mogłabym ułożyć z lektur z dzieciństwa. Co to były za intensywne przeżycia nad książką, gdy się miało mniej niż 10 lat! To dopiero wzruszenia i strachy, zapamiętane intensywnie obrazy i emocje. Moje lekturowe fascynacje można by nawet odtworzyć, bo byłam dzieckiem w schyłku epoki przedinternetowej i prowadziłam zeszyciki, w których koślawo notowałam przeczytane przez siebie książki, a nawet jak rasowa recenzentka wystawiałam im nawet oceny. Kto by dziś na to wpadł? ;) Czytałam później, czytałam całe życie, zęby zjadałam na książkach, ale nic już nie miało takiego smaku jak literatura dziecięca. Więc pomyślałam, a gdyby tak sięgnąć do niej na nowo? Co by z niej zostało, zachwyt czy przestrach? Jak mnie socjalizowały, kiedy jeszcze nie byłam w stanie krytycznie przemyśleć ich edukacyjnej mocy?

Po drugie, od dobrych kilku lat sięgam po współczesną literaturę dziecięcą i zachwycam się. Szatą graficzną, kreatywnością, inwencją autorów i ilustratorów, odwagą wydawców. Albo z drugiej strony - dobijają mnie brzydko wydane książki, paskudne ilustracje i brzydko opowiedziane historie. Od ponad trzech lat sama jestem mamą i biblioteka mojego dziecka już w tej chwili pęka w szwach, a ja pękam z dumy, że mam dziecko, które lubi książki. Inaczej być nie mogło, inaczej się nie da - dziecko, które rośnie bez książek, jest uboższe. Jestem o tym przekonana. Inwestuję więc w piękne książki, nie zawsze skutecznie odpieram ataki babć, które obdarzają nas brzydkimi publikacjami. O tym wszystkim zatem to też jest opowieść.

Nie chodzi tu jednak o to, by demonizować książki, które czytałam w dzieciństwie i dowartościowywać te, które teraz czytam dziecku. Projekty edukacyjne się zmieniają, wiadomo, ale nie wiemy przecież do jakiego świata wychowujemy dziecko. Czy to co w nich teraz znajduje będzie skarbem czy balastem?

Istnieją jeszcze kolejne powody, by opowiadać o książkach dziecięcych. Ale to z czasem. Tymczasem zapraszam, zaczynamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz